Czego najbardziej brakuje mi w Bułgarii, a co podoba mi się bardziej niż Polsce?

 
Mieszkanie w jakimkolwiek kraju zawsze ma swoje plusy i minusy. Nie ma miejsc idealnych. I dobrze, bo idealnie oznacza nudno. Często zdarza nam się narzekać na swoją ojczyznę, a chyba jeszcze częściej na kraj emigracyjny. Ja unikam narzekania. Staram się patrzeć na plusy, o czym pisałam wiele razy. Wierzę, że wszędzie można być szczęśliwym. Ale może łatwo mi mówić, bo w Bułgarii mieszkam z wyboru? Kto wie. Nie oznacza to jednak, że wszystko tutaj mi się podoba. Polska "wygrywa" na wielu płaszczyznach. Celem tego wpisu nie jest jednak porównanie obu krajów. To nie zawody, a po prostu trochę moich osobistych przemyśleń.

Czego najbardziej brakuje mi w Bułgarii?

Jedzenie to chyba najczęstsza odpowiedź każdego emigranta. Bo wiadomo, że mimo uwielbienia do kuchni kraju, w którym się żyje, polskie jedzenie zawsze będzie najlepsze. Na szczęście czasy się zmieniły i teraz w sklepach prawie wszystko jest dostępne, a wiele potraw można zrobić samemu. Chociaż przydałoby się mieć dostęp do mrożonych pierogów w dniu lenia :) Największą tęsknotę za polskim jedzeniem odczuwałam na początku ciąży. Marzyłam wtedy o dobrej kapuście kiszonej, domowych ogórkach kiszonych, polskich wędlinach i śliwkach w czekoladzie. A najbardziej brakowało mi czegoś już zupełnie nieosiągalnego - kuchni mojej mamy. Wiele bym dała, żeby mieć do niej częstszy dostęp.

Będąc w temacie jedzenia, w Bułgarii brakuje mi polskich piekarni. W tak dużym mieście, jak Płowdiw, znalazłam tylko trzy miejsca, z których chleb mi smakuje. Ale to nie chleb jest problemem. Próżno tu szukać miliona rodzajów bułek, drożdżówek, makówek i innych cudownych wypieków. Bułeczka pełnoziarnista z pestkami dyni na śniadanie? Niestety tutaj to niemożliwe.

Pewnie wiele osób to zdziwi, ale brakuje mi polskich cen. Jak to, przecież Bułgaria jest taka tania, prawda? Niekoniecznie. Tańsze jest tu np. wynajęcie mieszkania, taksówki, niektóre alkohole czy usługi, ale cała masa innych produktów jest droższa, często znacznie. Pierwszy raz zwróciłam na to uwagę, gdy odwiedziła mnie moja mama, która z ciekawości wszystko przeliczała. Była bardzo zdziwiona, jak drogie są produkty spożywcze. Kolejnym razem, będąc w Polsce, mój bułgarski chłopak przeliczał ceny w drugą stronę. Podczas wyprawkowych zakupów okazało się, że wiele rzeczy jest w Polsce dużo tańszych do tego stopnia, że opłacało mi się bardziej zamówić część wyprawki stamtąd. W Bułgarii niestety trzeba zapłacić więcej, a zarobki są niższe niż w Polsce.

Z cenami związana jest jeszcze jedna kwestia - jakość. Wiadomo, że jakość kosztuje. W Bułgarii jednak kosztuje podwójnie. A jeśli nie chcemy (lub nie mamy możliwości) słono płacić za produkty spożywcze czy jedzenie w restauracji, musimy się pogodzić z jakością o wiele niższą niż ta w Polsce. Problem marnej jakości dotyczy też innych sfer, chociażby usług czy wszelkich projektów realizowanych przez państwo (nowe drogi, chodniki itp.). Funkcjonuje podejście - wziąć pieniądze z UE, zrobić i później zostawić samopas. Dbanie o zakończone projekty? Kto by się tym przejmował :)

No właśnie, polski porządek to coś czego brakuje mi chyba najbardziej. Bo ja z natury jestem bardzo uporządkowanym i porządnym człowiekiem ;) Jak widzę więc, że Bułgarzy przechodzą na czerwonym świetle, często z dzieckiem za rękę (!) albo, co gorsza, w ogóle nie korzystają z pasów, przechodząc sobie, gdzie chcą, to nóż zaczyna mi się w kieszeni otwierać. Nieregularne autobusy, często brak rozkładów, nieodśnieżone chodniki zimą, wyrzucanie śmieci, gdzie popadnie - to niestety jest tu normalne. Wiele razy mój smutek budzą niewykorzystanie potencjału i bylejakość, bo wiem, jak mogłoby być. Mam wrażenie, że Polacy nie doceniają tego, że w Polska jest naprawdę zadbanym krajem.

Mimo że uwielbiam Płowdiw, brakuje mi czasem polskich miast, a dokładnie ich starówek. Wybierając się do polskiego miasta, w ciemno możemy udać się na stare miasto i mamy pewność, że znajdziemy tam coś ciekawego. Poznań, Wrocław (marzę, by go zobaczyć na własne oczy), Kraków, Gdańsk, Warszawa, Toruń... - można by wymieniać i wymieniać. Uliczki pełne uroku, ładne budynki, fajne knajpy i pewność, że uda nam się zrobić choć jedno ładne zdjęcie :) Uwielbiam starówki! Bułgarskie miasta są inne. Niewiele z nich, tak jak Płowdiw, ma starą część. W wielu z nich centrum wygląda w ten sam sposób - plac, komunistyczny budynek poczty i deptak. Czasem mniej, czasem bardziej zadbane. Szaro i nierzadko nieciekawie.

A w tych centrach ze świecą szukać fajnych knajp z klimatem - kolejnej rzeczy, której mi brakuje w Bułgarii. W Polsce jest ich mnóstwo, nawet w mniejszych miejscowościach. Różnorodne restauracje, lokale, w których można zjeść śniadania i lunche, nowoczesne bary mleczne i niesamowite kawiarnie - każdy znajdzie coś dla siebie. Ciekawe menu, estetyczny wystrój i wyjątkowa atmosfera to kwestie, które mają pierwszorzędne znaczenie, a w Bułgarii są bardzo często ignorowane. A jeśli jest się estetą i lubi się ładne rzeczy i wnętrza, jak ja, to boli bardzo :) Na szczęście w Płowdiwie jest coraz więcej fajnych miejsc. W Sofii też ich nie brakuje. Ostatnio byliśmy w świetnej restauracji w Burgas, zachwycałam się też knajpami w Warnie. Ale w tochę mniejszych miastach, nie mówiąc już o małych, restauracje i kawiarnie wyglądają dokładnie tak samo, mają podobne menu i tak samo niską jakość. Trudno znaleźć miejsce, które wyróżniałoby się w jakiś sposób, a estetyka nie ma większego znaczenia.

Ostatnio interesuję się naturalną pielęgnacją. Jeju, jak wspaniale mają Polacy! Mnóstwo jest młodych nowoczesnych marek, które oferują świetne produkty. Kilka razu w roku organizowane są targi, na których można porozmawiać z ich twórcami. Dużo jest sklepów internetowych, które ciągle oferują zniżki. To samo dotyczy akcesoriów dziecięcych. Piękne otulacze, pieluszki bambusowe ubranka, pościele - nie muszę chyba pisać, że robiłam zamówienie w polskim sklepie internetowym? :) W Bułgarii trudno znaleźć takie perełki. Regularnie robię internetowe poszukiwania i cieszę się za każdym razem, gdy uda mi się znaleźć coś fajnego. Jest kilka ciekawych marek, niestety tego typu rzeczy nie są jeszcze tak popularne i większość z nich ma tylko kilkuset obserwujących na Facebooku czy Instagramie, trudno je więc znaleźć. Najlepszym miejscem są coraz bardziej popularne festiwale, na których wystawiają się różni twórcy - Kapana Fest, Mish Mash Fest czy Soho Bazaar.

Co w Bułgarii podoba mi się bardziej niż w Polsce?

Ostatnio moi nieformalni teściowie spodziewali się gości - parę znajomych, z którymi nie widzieli się kilka lat. Gdyby ta sytuacja działa się w Polsce, teściowa planowałaby menu kilka dni wcześniej, a przygotowania zaczęłaby przynajmniej dzień wcześniej. Sprzątanie, gotowanie - bo przecież trzeba gości ugościć. Tu wyglądało to następująco - teściowa zrobiła sobie poobiednią drzemkę, bo nie wyobraża sobie bez niej niedzieli, potem usiadła na balkonie i rozmawiała z nami do przyjazdu gości. Gdy już się pojawili, włożyła do garnka kukurydzę, na stole postawiła domowej roboty prażone orzeszki, gotowe ciasteczka i zaproponowała wszystkim coś do picia. Jakiś czas później wszyscy zajadali się gotowanymi kolbami kukurydzy z solą. Było pyszne :) Dodam jeszcze, że wszyscy byli w dresie. I goście i goszczący. I nie jest tak, że teściowie są niegościnni czy niewychowani :) W Bułgarii tak jest. Teściowa robi zakupy na wigilijną kolację w dzień Wigilii. A urodziny spędza się najczęściej w knajpie (droższy wariant) lub w domu przy jednym głównym daniu zrobionym tego samego dnia (tańszy wariant). Rozumiem oczywiście, że ktoś jest zdania, że polska gościnność i odświętność są fajne. Ja jednak wolę brak stresu, luz i szczery uśmiech na twarzy. Slow life wygrywa!

Jest taka kwestia, z powodu której chyba najtrudniej żyłoby mi się w Polsce - nadmierna religijność i udział kościoła w życiu państwa. Wiem, że różnie to bywa i życie w dużych miastach na pewno wygląda inaczej. Ja jednak pochodzę ze wsi, gdzie każdy patrzy na to, która rodzina do kościoła chodzi, a która nie, kto ma ślub, a kto nie ochrzcił dziecka. Niestety nawet w większych miastach pojawiają się dwa inne problemy związane z wpływem kościoła na życie świeckie. Mając dziecko, w pewnym momencie trzeba poradzić sobie z dwiema kwestiami - lekcje religii i pierwsza komunia. I o ile z tym pierwszym jest łatwiej, jeśli dziecko chodzi do normalnej szkoły z normalnym dyrektorem, to z drugim jest trudniej. No bo, jak wytłumaczyć dziecku, że nie będzie mieć imprezy i prezentów jak inne dzieci? Do tego dochodzą rekolekcje, msza na rozpoczęcie i zakończenie roku itd. Cieszę się, że ominą mnie te problemy. W Bułgarii ich po prostu nie ma. Ludzie są religijni, czasem nawet bardzo, ale nikt nikomu niczego nie narzuca, a religia nie ma wpływu na życie osób, które mają inne poglądy.

Czy muszę pisać o braku tolerancji? Wiem, że media przesadzają i rozdmuchują wiele spraw, dlatego od długiego czasu w ogóle nie czytam żadnych doniesień, Niestety czasem docierają do mnie różne informacje, także od polskich znajomych. Niechęć do innych nacji, do niekatolików, do innych orientacji, nierzadko podsycana przez rządzących. Straszne jest też to, że wielu ludziom 500+ zmieniło poglądy.

Bułgarska służba zdrowia nie jest idealna. Wiele się słyszy o błędach lekarskich, nieodpowiedzialności czy zaniedbaniach. Ale jak czytam czy słyszę, że w Polsce na różne badania czeka się w kolejce miesiące, czasem lata, to nie mogę  w to uwierzyć. Myślę, że w Polsce są naprawdę bardzo dobrzy lekarze, ale coś nie tak jest z systemem. Na szczęście w Bułgarii nie mam dużego doświadczenia w tym temacie, ale to, które mam jest bardzo pozytywne. Całą ciążę chodzę na wizyty w prywatnej klinice, ale bezpłatnie na kasę zdrowia. Podczas każdej wizyty mój lekarz robi mi usg (do tej pory miałam chyba osiem, mimo że kasa opłaca dwa). Odwiedzam stomatologa, byłam u dermatologa - trudno mi na kogokolwiek narzekać. Specjalistycznych badań nie miałam, ale wiem, że czasem można je tu zrobić z dnia na dzień, a Bułgarzy, którym mówię o polskich kolejkach robią wielkie oczy. Do tego prywatne wizyty są dużo tańsze niż te w Polsce.

A teraz coś nieoczywistego - lubię bułgarskie usługi kurierskie :) Wiele razy w Polsce robiłam zakupy przez internet. Często wiązało się to z nerwami i stresem, bo nie zawsze listonosz pozostawiał awizo, a kurier przyjeżdżał akurat, jak mnie nie było. Wiem, że teraz istnieje coś takiego jak paczkomaty, można też odebrać paczkę w Żabce czy kiosku Ruchu i to na pewno ułatwia sprawę. W Bułgarii natomiast firmy kurierskie postawiły na rozbudowanie sieci biur, w których można paczkę nadać i odebrać. Jest ich naprawdę bardzo dużo, np. ja mam dwa biura pod blokiem. Zamawiam coś przez internet, jako adres podaję biuro firmy kurierskiej i często następnego dnia rano otrzymuję sms, że paczka jest do odebrania. Prócz tego, że to wygodne, dostawa jest jeszcze tańsza (najczęściej ok. 7 zł). Z usług poczty już prawie nikt nie korzysta.

Bardzo podoba mi się też to, że ze względu na rozmiary, blisko jest zarówno do morza, jak i gór. Jako że ja pochodzę z północy Polski, w górach bywałam bardzo rzadko. Tutaj mieszkam pół godziny drogi od Rodopów i trzy od morza.

O pogodzie nie będę się już rozpisywać, bo chyba tysiąc razy pisałam, że to tu zakochałam się w jesieni (chociaż Polacy raczej nie mogą narzekać na tegoroczną jesień, szkoda, że to rzadkość). Ochłodziłabym jedynie lato, ale są na to sposoby, np. ucieczka w góry, a reszta jest super. Tutaj naprawdę trudno mieść jesienną chandrę.


To chyba wszystko. Trochę ponarzekałam i trochę pochwaliłam :) Ale nie będę pisać, gdzie jest lepiej. Tak jak pisałam na początku, w tym tekście nie ochodzi o to, żeby ocenić, który kraj jest lepszy. Polska to moja ojczyzna i zawsze tak pozostanie, ale nie jestem typową emigrantką. Moja emigracja jest inna, nie z konieczności i z ciągłą tęsknotą za ojczyzną, z poczuciem wyobcowania. Bułgaria to nie jest raj na ziemi, a momentami wręcz przeciwnie. Jestem dumną Polką, a moje dziecko będzie mówiło po polsku, ale to tutaj jest teraz mój dom.

Komentarze

Popularne posty