Powrót do Nesebyru


Pierwszy raz byłam w Nesebyrze pięć lat temu. Pokazywałam Wam go na blogu, tutaj i tutaj możecie zobaczyć nie najlepsze zdjęcia z krzywymi horyzontami 😄 To był mój pierwszy raz nad bułgarskim morzem i do dziś pamiętam, jak zachwycona byłam wtedy tym miejscem. Rok później odwiedziłam go ponownie i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że mimo całego kiczu (tanie torebki, chińskie ubrania, futra dla rosyjskich turystów), Nesebyr ma swój urok.

W tym roku wybraliśmy się tam z lubym w połowie września. W zeszłym roku pisałam przecież, że nad morze tylko we wrześniu 😉 Pogoda nie była już zbytnio kąpielowa, ale nam na tym nie zależało, wręcz przeciwnie, chcieliśmy właśnie, aby upałów już nie było. Turystów też już było nieporównywalnie mniej niż w sezonie, choć i tak stare miasto było nimi przepełnione. Zewsząd było słychać język rosyjski, angielski, rumuński, trochę niemieckiego i polski oczywiście. Bardzo dużo spacerowaliśmy, robiąc sobie jednak ciągle przerwy, bo moje ciążowe ciało się męczyło niestety. To był taki typowy wyjazd w duchu slow travel, bez pośpiechu i konkretnego celu. Odwiedziliśmy muzeum archeologiczne, spacerowaliśmy, piliśmy kawę i jedliśmy pyszności.





















Mówiąc o pysznościach, nie mogę nie wspomnieć o naszej przygodzie związanej z restauracją Капитанска среща. Usiedliśmy tam od razu po przyjeździe do Nesebyru. Byliśmy bardzo głodni (zwłaszcza ja 😉), więc nie chciało nam się szukać długo, a bardzo nam się spodobała lokalizacja. Niestety miejsce okazało się fatalne. Obsługa była bardzo wolna, jedzenie średnie, a ceny wyższe niż w każdej restauracji, w której byłam w życiu. Do tego w połowie obiadu obok nas usiadła ogromna mewa, która ciągle na nas patrzyła. Nie mogłam się skupić na jedzeniu i przy jej każdym ruchu bałam się, że zaraz skoczy nam na stół. Tak wiem, nad morzem są mewy, wybaczcie też miłośnicy ptaków, ale dla mnie to było przerażające, zwłaszcza, gdy inna mewa usiadła na stoliku obok i obie zaczęły wydawać straszne dźwięki. I mewy chodzące po stolikach, na których się potem je? Nie, dziękuję.

Na szczęście, zanim udaliśmy się na kolację, zajrzeliśmy do internetów i dzięki temu znaleźliśmy świetne miejsce The Old Sailor. Już do końca wyjazdu jedliśmy tylko tam. Ryby i owoce morza były świeże, ceny normalne, a obsługa bardzo szybka. Kelner wiedział, które ryby mogę jeść w ciąży, a których nie i obrał moją rybę z ości, których panicznie się boję 😉 Specjalnością lokalu jest faszerowany kałmar, który według mojego chłopaka był jedną z najlepszych rzeczy, którą jadł w życiu. Widziałam, że wiele osób, podobnie jak my, wracało tam ponownie.

A morał z tego taki - jeśli jesteście w Bułgarii, zwłaszcza nad bułgarskim morzem, koniecznie siadajcie w miejscach, które mają wysokie oceny w Trip Advisor 🙂


Które miasto jest ładniejsze? Nesebyr czy Sozopol? 🙂 I błagam, niech ktoś napisze, że nie jestem jedyną osobą, która boi się mew! 😄

Komentarze

Popularne posty